Featured

Sprawozdanie z miesięcznicy z 16 lutego 2025 roku - Homilia

Homilię wygłosił ks. Krzysztof Dudek SCJ, w niedzielę 16 lutego 2025 w Łodygowicach, w ramach kolejnej miesięcznicy związanej z modlitwą o beatyfikację Sługi Bożego ks. Jana Marszałka. Ks. Krzysztof jest promotorem sprawiedliwości w tym procesie beatyfikacyjnym na etapie diecezjalnym.

 

 

Drodzy w Chrystusie Panu!

Wielkie tłumy szły za Jezusem, "aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swoich chorób". Zanim człowiek będzie wiedział, co mówić do Boga, winien słuchać, co On mówi do niego. Modlitwa pojawia się tam, gdzie człowiek słucha Boga i rodzi się uzdrowienie człowieka. Wymaga ona przyjęcia Pana ze względu na Niego samego: tłumy przyszły aby Go słuchać, nie po to, aby mówić. Ze słuchania rodzi się zrozumienie. Gdy rozumiem, co mówi Jezus, odpowiadam na to, co zrozumiałem i mówię również to, co jest dla mnie niejasne. Słuchanie Jezusa umożliwia znajdywanie uzdrowienia z naszych chorób, bo słuchanie Boga jest dotykaniem Go, a moc, która z Niego wychodzi, czyni człowieka zdrowym. Słuchanie zatem jest przede wszystkim spotkaniem bo w nim otrzymujemy dar zrozumienia, a ono z kolei jest wejściem w zmianę myślenia i odczuwania jest uzdrowieniem.

Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii cztery razy mówi: „błogosławieni jesteście” i cztery razy mówi: „biada wam”. Nie dzieli On jednak ludzi na dwie grupy i do jednych mówi: „błogosławieni jesteście”, a do drugich: „biada wam”. I jedno i drugie odnosi się do każdego z nas. Bo w każdym z nas jest człowiek Boży, tęskniący za Bogiem i pragnący Boga kochać. I w każdym z nas jest człowiek, zbuntowany przeciwko Bogu. Jeśli jestem w łasce uświęcającej we mnie człowiek Boży, natomiast gdy jej brak dominuje człowiek grzechu. Ale dopóki jestem na tym świecie, wciąż są ci dwaj ludzie są we mnie.

„Błogosławieni jesteście, wy ubodzy, albowiem żadnych dóbr tego świata nie stawiacie ponad Boga. „I biada wam, bogaczom, bo cieszycie się różnymi marnościami tego świata jako podstawą waszej wartości.

„Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. I biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie”. Biada wam, którzy nie jesteście głodni Boga. Biada wam, którzy za cenę nasycenia się krzywdzicie swoich bliźnich i macie twarde serca dla ludzkiej biedy.

"Błogosławieni cisi". Cichość oznacza dyspozycyjność bazującą na silnej wierze i miłowaniu "więcej". Jest to broń przeciwko złu, jedyny sposób postępowania kiedy popełnia się błędy. Relacje międzyludzkie - winny być przeżywane w cichości: "Z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości" (Ef 4, 2). To jest praktyka osób odpowiedzialnych.

„Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie”. Którzy płaczecie nad swoimi grzechami, aby się z nich nawrócić. Którzy płaczecie nad królowaniem zła i grzechu, i niesprawiedliwości w ludzkim świecie – i chcecie temu światu przynieść bodaj promień Bożej prawdy i Bożej miłości.

"Błogosławieni, którzy się smucą". Grzech sprowadza smutek, to z jego powodu oddalamy się od Boga. Wołamy jednak, aby nasz powrót do Niego był możliwy, aby się dokonał. Z głębi smutku może zrodzić się nawrócenie, opamiętanie się. Jest ono możliwe, gdy nie ustała w nas miłość do Pana. Smutek to bóle wskazujące na rodzenie się nowego życia, który wypływa ze świadomości, jak wielu jeszcze ludzi nie dzieli z nami wiary w Jezusa i miłości do Niego. "Miłość nie jest kochana" - mówił św. Franciszek i płakał.

„I biada wam, którzy się teraz śmiejecie” – i nie przejmujecie się ani grzechem własnym, ani biedą i niesprawiedliwością, i złem, jakiego zaznają nasi bliźni, którzy potraficie nie przejmować się, a wręcz spokojnie patrzeć nawet na to, że nasi najbliżsi schodzą na złe drogi.

Tylko ze względu na Jezusa, jak uczą błogosławieństwa, można wybrać braki: ubóstwo, głód, płacz, bycie nienawidzonym, pozbawionym dobrego imienia, i uznać słabość za okazję uczenia się i przyjmowania mądrości i mocy. Można też żyć w żalu do Boga, że nie posiada się tego, co mają inni, że nie jest się tak szanowanym, cenionym i uznanym jak wielu innych. A można też zgodzić się na to, kim jestem, co posiadam, do czego doszedłem w życiu. Mogę uznać i uradować się tym, że Bóg mnie zna i miłuje.

Mogę być wdzięczny za słabość duchową i moralną, której zmienić nie mogę, choć o zmianę proszę. Nie atakuję siebie, że ciągle z tego samego się spowiadam, lecz uznaję w wierze, że w taki sposób dokonuje się moje tajemnicze dojrzewanie do życia w królestwie Bożym.

To, czym inni się zamartwiają, ja przyjmuję jako sposób prowadzenia przez Boga. Nie muszę we wszystkim Boga rozumieć, bo to niemożliwe. Nie muszę otrzymać od Niego tego, o co proszę, bo otrzymuję zawsze więcej niż o to proszę. Nie zakładam, że moje życie będzie uznane i docenione przez ludzi. Radością serca jest to, że Jezus patrzy na mnie z miłością. Czy nie jest to najważniejsze? Czy nie za tym tęskni moje serce? Czy nie to jest zwieńczeniem wszystkich błogosławieństw? "Stwórz pokój we własnym sercu, a tysiące ludzi wokół ciebie odnajdą go" - pisał Serafin z Sarowa.

Wiele dróg prowadzi człowieka do świętości. Te wymienione przez Chrystusa to: ubóstwo, smutek, cichość, doświadczenie niesprawiedliwości, okazywanie miłosierdzia, czystość serca, wprowadzanie pokoju, cierpienie z powodu prześladowania i oszczerstw. Uwagę naszą może zwrócić zupełny brak mowy o tym, iż świętymi zostają ci, którzy się modlą, umartwiają, pokutują, a przecież bez modlitwy umartwienia, pokuty nie można być ubogim w duchu i zachować czystości serca.

Tyle jest dróg do świętości, ilu ludzi żyje na ziemi. Każdy ma własną drogę do utraconego raju. Nie jest możliwe chodzić drogami jakichś świętych. Niektórzy usiłują naśladować świętych zamiast Jezusa Chrystusa, a potem zupełnie się zniechęcają, bo to, co jest możliwe dla jednego, staje się za trudne i nie przystaje do życia drugiego człowieka.

Nie dążymy do świętości, czyli bycia szczęśliwymi, by poprawić sobie samopoczucie. Nie idźmy drogą sprawiedliwości i miłosierdzia, by ktokolwiek nas podziwiał. Żyjmy dla Bożych oczu. Święci, gdy żyli, właśnie od swoich najwięcej ucierpieli, znosząc upokorzenia, niezrozumienie, a często i ośmieszanie. Święty to człowiek, który wszystko znosi i wszystko przetrzyma bo jest podtrzymywany mocą z nieba.

Gdy patrzymy na świętych, pojawia się i taka myśl: "To nie jest możliwe dla mnie". I to jest prawda. W przedstawieniach sylwetek świętych nie pokazuje się ich słabości, lecz wartości, jakimi żyli. Dawne żywoty świętych nie zachęcają do świętości, ponieważ ukazują one nadludzi. Nadczłowiek odstrasza, a nie pociąga. Trzeba uświadomić sobie, że święty to człowiek, który również grzeszył. To często ktoś, z kim bardzo ciężko się żyło, a niejednokrotnie nazywano ich dziwakami i odludkami, choć wielu jednak budziło podziw i szacunek.

Święty adoruje Boga, a nie użala się nad swoją słabością, co więcej czyni z niej środek do adoracji. Patrzy na Boga, zawierzając Mu swoje życie, a nie narzeka, że nie ma warunków do dobrego życia, czasu na modlitwę. Każde warunki są dobre, aby żyć blisko Boga. Wszystko, co przychodziło na świętych, odczytywali jako źródło uświęcenia. Człowiek trudny nieuczciwy wyzwalał w świętym zapał, gorliwość, pragnienie udzielenia pomocy. Oni nie byli ludźmi silnymi własną mocą, lecz siłą miłości Jezusa żyjącego w nich. Nie szukali siebie, lecz Boga i człowieka, aby tego drugiego zbliżyć do Jezusa.

Życie z Bogiem, nawet ubogie, głodne, pełne płaczu, atakowane nienawiścią innych jest błogosławieństwem. Przekleństwem jest pokładać ufność w człowieku i w tym życiu, dlatego św. Paweł powie, że tak żyjąc "jesteśmy godni politowania" (1 Kor 15, 19), jeśli nadzieję pokładamy w doczesnym nasyceniu, w uzależnieniu się od ludzkiej akceptacji. W tym życiu nie tyle chodzi o dążenie człowieka do szczęścia, ile do jedności z Bogiem i ludźmi. Nasze istnienie zostało "ukąszone grzechem", dlatego nie możemy na tym świecie uciec od ubóstwa, płaczu, głodu, odrzucenia. Nie można też uciec od prawdy. Natomiast życie w prawdzie, w nagiej, nieubranej w materię prawdzie, jest pierwszym krokiem do raju. Prawda i ubóstwo w duchu wyzwala.

I nie uciekać przed cierpieniem, bo nie można uciec. Nie ma gdzie. Trzeba przetrwać, przetrzymać cierpienie. Pozwolić Jezusowi wejść w moje życie przez ubóstwo, głód, płacz, nienawiść innych do mnie, pogardę, cierpienie. Bolesny jest sposób wchodzenia Boga w życie człowieka. Nie oskarżać, nie złorzeczyć, nie obnosić się z pretensjami. Czy nie jest to sytuacja ponad siły? Tam, gdzie jest cierpienie, jest Pan. To miejsce spotkania z Nim. Każdy stan ducha jest odpowiedni można spotkać Pana. Nie ma stanów niewłaściwych. Również grzech jest stanem, w którym człowiek powinien szukać Boga do chwili, dopóki nie zacznie płakać nad swoją winą. I to jest spotkanie przemieniające, to jest wyzwolenie.

Nie trzeba za wszelką cenę szukać odpowiedzi, dlaczego właśnie mnie spotkało to piekło? Co się takiego stało z moim życiem, że cały czyściec zwalił mi się na głowę? Jest czas pytań i czas powstrzymywania się od nich. Zawiesić stawianie pytań i próbować żyć, nie otrzymując odpowiedzi. A ona na pewno pojawi się, gdy Bóg objawi się w łagodnym powiewie.

A czy dzisiejsza Ewangelia nie była tak jasno i dobitnie nie została odzwierciedlona w życiu i kapłańskiej posłudze Sługi Bożego Jana Marszałka?

Pozostaje jednak pytanie jako ona odzwierciedli się w naszym życiu?

 

ks. Krzysztof Dudek SCJ