W drodze do beatyfikacji Sługi Bożego Ks. Prałata Jana Marszałka
Homilia wygłoszona w 34 rocznicę śmierci Sługi Bożego Księdza Prałata Jana Marszałka 16 maja 2023 roku przez przez ks. Pawła Hubczaka, który także przewodniczył Eucharystii i modlitwom o otwarcie procesu i rychłą beatyfikację Sługi Bożego
Moi Drodzy!
Drogie Dzieciaki!
Dzisiaj przychodzicie tutaj, do naszej parafialnej świątyni, aby w tym „białym tygodniu” szczególnie podziękować za dar Chrystusa, który jest w waszych sercach. My się tu również gromadzimy dzisiaj, aby podziękować za dar człowieka, który nam również przyniósł Chrystusa, abyśmy mogli Go w całym naszym życiu wielbić, czy to w naszym życiu kapłańskim, czy też w życiu takim, jak każdego z was.
Księże Stanisławie! Bardzo dziękuję za zaproszenie, czuję się doceniony, że jestem młody - jak stwierdziłeś. Jak sobie pomyślałem - dwadzieścia sześć lat kapłaństwa - to wciąż młodość - no dobrze, niech tak zostanie. Cieszę się bardzo!
Moi Drodzy!
Chcemy dzisiaj mówić o Księdzu Prałacie, w rocznicę jego śmierci, ale nie chcemy płakać! On cieszy się radością nieba, a my cieszymy się dlatego, że on nas tak motywuje, naszą wspólnotę, żebyśmy z do tego nieba trafili.
Dzisiaj Pan Bóg w tajemnicy św. Andrzeja przygotował nam liturgię Słowa i przygotował piękne dla mnie zdanie, które chciałbym abyśmy niejako ofiarowali Księdzu Prałatowi Janowi, bo On tę myśl realizował w swojej codzienności. W Ewangelii według św. Jana przeczytaliśmy: „W czasie Ostatniej Wieczerzy, Jezus podniósłszy oczy ku niebu modlił się tymi słowami: Ojcze Święty, proszę nie tylko za nimi, ale i za tymi, którzy dzięki Słowu, będą wierzyć we Mnie”.
Kiedy słyszę tę pierwszą część zdania: "Jezus, podniósłszy oczy ku niebu”, to tak próbuję sobie wspominać również przeróżne chwile w życiu Księdza Prałata i te oczy skierowane ku niebu w darze Eucharystii, przy podniesieniu Chleba i Wina. On patrząc jakby przez ten krzyż, który macie tutaj w waszym muzeum, patrzył zawsze w kierunku nieba. W końcowych chwilach swojego życia, kiedy już było bardzo ciężko, bardzo często patrzył w kierunku nieba.
Ale te słowa chcą nas również wprowadzić w pewną tajemnicę kapłaństwa. Gdybyśmy wzięli Pismo Święte i jeden werset wcześniej i przeczytali, to usłyszymy takie słowa: ”A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w Prawdzie”.
Jezus daje i wyznacza kapłanom drogę: „A za nich Ja poświęcam samego siebie”. Kapłan - jak to ładnie brzmi - to „żertwa”. Ale tak naprawdę „żertwa”, to jest dla nas za trudne. Jest to ofiara całopalna, lub mówiąc prościej ofiara, przeznaczona na całkowite spalenie. Kapłan, to jest ten, który spala się cały dla Pana. Nie widzę lepszego porównania dla naszego Sługi Bożego. To był ten, który cały spalał się dla Pana. A w swoim życiu prosił tak jak Chrystus w Wieczerniku, za nimi, ale także za tymi, którzy dzięki nim będą mogli obficie wzrastać w wierze.
Wspominamy przeróżne fragmenty jego życia. Dużo mówimy o cierpieniu. Teraz chciałbym powiedzieć o tajemnicy ojcostwa.
W moim życiu nie miałem w domu ojca. Kiedy byłem taki mały, miałem siedem miesięcy, ojciec od nas poszedł. A więc to moje wychowanie odbywało się bez ojca. Kiedy nie ma ojca, to wiele spraw w życiu człowieka staje się o wiele trudniejszych. Także sprawy wiary. Ojciec jest jakby tym, kto staje się wyznacznikiem Boga.
Moja „przygoda” z Księdzem Prałatem trwała pięć lat. Zacząłem w siódmej klasie, a Ksiądz Prałat umarł, gdy byłem w trzeciej klasie technikum. Przez te pięć lat stał się dla mnie ojcem. Ale najpierw ojcem takim konkretnym. Kapłani wiedzą, jak bardzo wymagającym był ojcem. Co prawda, jako młody człowiek, odrobinę od was starszy, patrzyłem na niego, jak na taki piękny obraz. Widziałem człowieka, który cierpi, ale który jest kochany.
To ojcostwo Księdza Prałata wobec mnie wyrażało się na różne sposoby. Najpierw nauczył mnie punktualności. Nauczył mnie także odpowiedzialności za słowo. Jeżeli coś powiedziałem, jeżeli coś obiecałem - to nie mogło być inaczej. Nauczył mnie, jako ojciec, wielkiej dokładności. W ostatnim roku Jego choroby, a nawet w dwóch, przychodziłem do niego dwa razy dziennie. Przychodziłem rano na Mszę Świętą i po południu, po szkole, na godzinę 16-tą. I co robiliśmy? A no na przykład takie prozaiczne rzeczy, jak oprawianie książek. Całą biblioteczkę księdza Prałata oprawiłem, ale zanim nauczyłem się to robić, uczył mnie jak zamknąć książkę, jak te kartki mają być poukładane. Tak oto Ksiądz Prałat dał mi prawdziwą szkołę. Pokazał, jak zaginać kartki, co z nimi zrobić, pokazał mi, jak wstążeczki przyklejać do książki, aby ona stawała się piękniejsza i wtedy dopiero mogła wrócić na swoje miejsce w biblioteczce.
Ta punktualność, ta precyzja - trochę mnie to jako młodego chłopaka denerwowało - bo człowiek chciał szybko, bo człowiek chciał inaczej. A to wszystko miało swój wymiar i sens. Ten porządek, który Ksiądz Prałat jako ojciec stosował był wręcz niesamowity. Zaczęło się to od lekarstw, których przyjmował wiele. Pani Marysia, kiedy układała wraz z panią Helenką na stole lekarstwa, to musiały one mieć właściwą kolejność. Zawsze do tych lekarstw był podawany biały ser, taki zmieszany ze śmietanką, ponieważ neutralizował negatywne skutki lekarstwa. Była też taka pasta na nerki, i kilka innych. Jeżeli ktoś kolejność przestawił, to Ksiądz Prałat zwracał uwagę. To wszystko miało swój wymiar, miejsce i sens.
Kiedy przychodziłem rano na Mszę Świętą, przed Jego śniadaniem, układaliśmy to tak, aby było najpiękniej. Była Eucharystia, i te jego oczy skierowane do nieba. Potem było śniadanie. Ponieważ wychodziłem do szkoły, zawsze jakąś kromkę z tego stołu Księdza Prałata mi się dostało i biegłem do szkoły. Wracałem ze szkoły i zaczynała się szkoła mojego „ojca”, który powiedział co mam robić, zapytał co u mnie w domu, jak to robię, czy nie powinienem inaczej. To był dla mnie, jako dorastającego młodego człowieka najważniejszy czas. Ja w Nim widziałem ojca.
A On jeszcze pokazał mi Boga Ojca. Pamiętam jak dziś. Ewangelia Janowa, Prolog do Ewangelii: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo”. Czytam tę Ewangelię powolutku i taki przerażony myślę, jak to jest możliwe. To takie pogmatwane. A On mówi do mnie: „Paweł, kiedy przyjdziesz po południu, to ja ci to wszystko wyjaśnię”.
Gdy przyszedłem On siedział w swoim fotelu, z Różańcem zawieszonym na szyi i cierpliwie tłumaczył mi, co to znaczy to "Słowo”.
Kiedy w różnych sytuacjach już mojego kapłaństwa zastanawiałem się czy mam mój obraz Boga, czy on jest właściwy wobec ojca ziemskiego, to zawsze przychodziły mi na myśl te słowa, które on mówił o Bogu. Te dwie sytuacje ojcowskie są dla dalej bardzo ważne.
Przychodzi czas najtrudniejszy dla Księdza Prałata i dla nas zarazem, kiedy zaczyna już mocno chorować, kiedy przychodzi zapalenie płuc. To był dla mnie ten czas Jego patrzenia w niebo. A On patrzył, patrzył w kierunku nieba. Przed Mszą Świętą pobiegłem do kościoła do księdza proboszcza Józefa, poprosiłem o sakrament chorych. Zaraz przyszedł.
I trwaliśmy na Księdzu Prałacie na modlitwie. A ponieważ trwało to prawie cały dzień, Ksiądz Proboszcz Józef zarządził: „Paweł, do domu! Od jutra zaczniesz na nowo”. Około 20-tej poszedłem do domu. Ale wiedziałem, że to było już chyba ostatnie spotkanie z Księdzem Prałatem.
Rano tradycyjnie wychodziłem z domu, po drodze spotkałem wracającą z pracy moją sąsiadkę panią Helenkę, biły kościelne dzwony. Ona już wiedziała.
Kiedy przyszedłem na plebanię i poszedłem na górę do pokoju Księdza Prałata zobaczyłem Go w ornacie, leżącego w trumnie, przygotowanego do Eucharystii, tej szczególnej, niebieskiej.
Każdy umie wspominać. Dzieciaki, kiedy wspominacie swoich kochanych, których teraz bardzo kochacie, to oni są dla was bardzo ważni. I dobrze. W poszczególnych dniach tego „białego tygodnia”, dziękujecie wielu ludziom. Ja z moimi dzieciakami w drugim dniu „białego tygodnia” dziękujemy za rodziców, za tych którzy dali nam życie.
A my dzisiaj, jako kapłani dziękujemy za dar życia naszego Przewodnika, Sługi Bożego Księdza Prałata Jana Marszałka. Chcę, abyście pamiętali o ludziach których kochamy, którzy są dla nas bardzo ważni. Pamiętać, ale przekładać to w jakąś codzienność. Nie może być tak, że wrócicie za chwilę do domu i będzie „wojna” w domu, a wy wrócicie z Eucharystii. Trzeba, abyśmy pamiętali o ludziach, których kochamy w takiej szarej codzienności. Ja w moim kapłaństwie próbuję pamiętać na przeróżne sposoby. Pamiętam o Księdzu Prałacie przez czterdziestu ludzi skupionych w dwóch Różach Różańcowych jego Imienia, którzy modlą się codziennie w dwóch parafiach: w Czechowicach i Roczynach. Powstały Róże, które w takiej swojej codziennej dziesiątce Różańca ofiarują modlitwę w tej intencji, a przede wszystkim modlą się o powołania. Ja z radością dzisiaj usłyszałem, że za tydzień macie święcenia kapłańskie księdza michality Sebastiana, który jest naszym Rodakiem.
Moi Drodzy!
Ostatnio byłem w Strachocinie. To jest miejsce urodzenia św. Andrzeja Boboli, wielkiego męczennika. Podobno męczeństwo przez które przyszło mu przejść, było jednym z najokrutniejszych na świecie. Ale w opisie zaciekawiło mnie jedno zdanie: „Jestem święty Andrzej Bobola, zacznijcie mnie czcić!”. Trzydzieści lat temu św. Andrzej ukazał się proboszczowi w Strachocinie. Upomniał się, aby tam gdzie się urodził był czczony.
Panie Boże, dziękujemy że w miejscu w którym pracował Ksiądz Prałat Jan Marszałek, są ludzie, którzy na co dzień o nim pamiętają. Ufamy, że do nas w sposób podobny, jak św. Andrzej Bobola nie przemówi. My wszyscy jesteśmy na straży tego zadania, aby o Nim pamiętać.
I jest jeszcze jeden fragment Ewangelii według św. Jana: „A oni zwyciężyli dzięki Krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa i nie umiłowali życia aż do śmierci, dlatego radujcie się niebiosa oraz ich mieszkańcy”. To słowo świadectwa życia Księdza Prałata trwa do dzisiaj i jesteśmy pewni, że będzie trwało na wieki.
Rośnie nowe wspaniałe pokolenie, które będzie głosiło dalej przekonanie o wstawiennictwie Księdza Jana. Taka też jest rola nas wszystkich. I dzisiaj w tę 34 rocznicę udajemy się do miejsca, które Apokalipsa nazywa „Radujcie się Niebiosa oraz i ich mieszkańcy”, bo udajemy się do Nieba. A tam jest wielka radość, radość z naszego Patrona, Księdza Jana. Amen.
ks. Paweł Hubczak
(tekst nieautoryzowany, na podstawie nagrania audio)