Przypatrując się w jaki sposób Sługa Boży ks. prałat Jan Marszałek przeżywał różne wydarzenia w swoim życiu zauważamy pewne charakterystyczne cechy jego postawy kapłańskiej. Chodzi po prostu o chrześcijańskie cnoty, a przede wszystkim takie jak jego wiara, całkowite zaufanie Bogu, miłość do Boga i do człowieka. W wydarzeniu, które pragnę tutaj opisać, mamy tego kolejny przykład.
Jak pamiętamy 12 marca 1953 roku władze komunistyczne zmusiły biskupa krakowskiego do zwolnienia ks. Jana Marszałka z naszej parafii w Łodygowicach, podobnie zresztą jak i ks. Rutanę z parafii Libiąż Wielki. Funkcję ordynariusza pełnił wtedy wikariusz kapitulny ks. bp Franciszek Jop. Odsuniętym od posługi kapłanom przez dobrych kilka miesięcy nie wolno było prowadzić żadnej pracy duszpasterskiej. Ks. Jan schronił się wtedy w domu rodzinnym w Krzeczowie, a potem w Skrzypnem, filii parafii Szaflary. Tam miejscowa ludność chroniła go bardzo przed inwigilacją ze strony UB. Potrafił bowiem w krótkim czasie zaskarbić sobie zaufanie i życzliwość tych ludzi, chociaż nigdy nie szukał taniej popularności. Biskup odwoływał się od tej decyzji władz, potem w sierpniu próbował wprowadzić go na probostwo w Libiążu Wielkim, ale władze były nieugięte w tym względzie. Wreszcie w grudniu tego roku udało się biskupowi Franciszkowi Jopowi uzyskać pozwolenie dla księdza Jana, by objął parafię w Białym Kościele. Dla tego gorliwego pasterza było to prawdziwe wyzwolenie, chociaż wierni ze Skrzypnego bardzo żałowali jego odejścia. To rozwiązanie było jednak znacznie lepsze. W Białym Kościele wraz z pracą duszpasterską musiał choć trochę poprawić warunki życia na plebanii, zabezpieczyć kościół przed wiatrami. Wraz ks. wikariuszem postawili na regularność katechezy, punktualność w rozpoczynaniu nabożeństw, regularne odwiedzanie chorych i troskę o potrzebujących. Sam ks. Marszałek katechizował w pięciu szkołach na terenie parafii. Przede wszystkim jednak udało mu się zatrzymać ekspansję Świadków Jehowy, którzy swoim „apostołowaniem” odciągali od wiary katolickiej szczególnie te rodziny, które miały słaby kontakt z parafią. Opisuje to sam ks. Marszałek w kronice oraz wikariusz ks. Gałoński.
Upłynęły trzy lata gorliwej i owocnej, ale też bardzo trudnej pracy duszpasterskiej ks. Jana Marszałka w parafii Biały Kościół. W Polsce zmieniła się nieco sytuacja polityczno społeczna. Przyszła pewna „odwilż”. Wykorzystuje to arcybiskup krakowski Eugeniusz Baziak. Udało mu się załatwić u władz państwowych pozwolenie na powrót ks. Jana do Łodygowic. Była to po części także sprawa honorowa. W 1953 roku biskup musiał ulec żądaniom władz, więc gdy sytuacja chociaż trochę się unormowała właśnie biskup porządkuje sprawy swojej diecezji. Oczywiście było to z kolei trudne do przyjęcia dla ks. Marszałka. Związał się bardzo z tymi pośród których pracował. Współpraca z wikariuszem była bardzo harmonijna i owocna. Również wierni byli do niego bardzo przywiązani. Decyzja z Kurii w tej sprawie datowana była na dzień 23 lutego 1957. Parafię miał opuścić do 3 marca. Wszystkie obowiązki zostawiał wikariuszowi.
Decyzja ta spowodowała sporo reakcji. Najpierw w samej dotychczasowej parafii wierni zaczęli się mobilizować, by interweniować u biskupa. Delegacja udała się najpierw do Kurii w Krakowie. Rozmawiali z ks. biskupem pomocniczym Rospondem. Dowiedzieli się jednak, że takie decyzje podejmowane są przez wyższe władze kościelne. W dniu 6 marca udali się zatem do Warszawy, do ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Zostali przyjęci z szacunkiem i przekazali list przedstawiający ich prośbę oraz opis zasług ks. kan. Jana dla parafii. List został podpisany przez 36 parafian. Cenne jest także ich świadectwo na końcu tego listu, wyrażone w słowach: „jesteśmy mu wdzięczni, kochamy go i szanujemy – gorąco pragniemy, aby nadal włodarzył naszą parafią ku chwale Bożej”. Nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Sam ks. Marszałek również prawdopodobnie wolałby zostać pośród nich, ale kierowała nim zawsze wola służenia Chrystusowi w Kościele. Tym razem wola Kościoła, wyrażona decyzją biskupa, była jednoznaczna.
By zrozumieć jak trudną była ta decyzja dla samego ks. Jana trzeba przywołać jeszcze inne fakty. Otóż już wcześniej w niektórych kręgach w Łodygowicach rozeszła się wieść o możliwości jego powrotu do parafii i dlatego pojawiło się zaniepokojenie, ostrzeżenia i groźby. Ks. Marszałek słusznie przypuszczał kto stał za tym spiskiem. Mamy kopię listu, który wysłał 12 lutego, jako odpowiedź na pewien „list polecony” od „pani” z Łodygowic, zaniepokojonej możliwością powrotu księdza do naszej parafii. Jej listu nie mamy w archiwum. Ks. Jan natomiast zapewniał ją, że „w tym wszystkim nie ma ani odrobiny mojej inicjatywy”. Dodaje nawet „Ja nikogo z Łodygowic o żadne starania o mój powrót do Łodygowic nie prosiłem”. Łatwo przypuszczać z jakich kręgów wyszła ta informacja o możliwości powrotu ks. Marszałka, skoro już 12 lutego ks. Jan odpowiada na list, wysłany pewno wcześniej, a dopiero 23 lutego otrzymuje decyzję biskupa na piśmie. Nawet jeśli były jakieś konsultacje abpa Baziaka z ks. Janem, to ten z pewnością nie mówił o tej sprawie do parafian, a tym bardziej nie przekazywał tego do Łodygowic. Źródło informacji musiało być jednak w kręgach służb, które również w tym przypadku chciały utrudnić działanie biskupa i powrót ks. Marszałka.
Sprawa ma oczywiście ciąg dalszy. Zgodnie z zarządzeniem z Kurii ks. Jan pojawia się w Łodygowicach 3 marca. Tu napotyka na wyraźne groźby od pewnej grupy osób. W kronice parafialnej w roku 1957 (s. 38) ks. Jan opisuje jak to od łatwo rozpoznawalnej grupy mieszkańców otrzymał wyraźne ostrzeżenie o planowanym zamachu na jego życie, czego potwierdzeniem była kradzież psa plebańskiego. Ponieważ rozszyfrował łatwo inicjatorów akcji, rozpoczętej już przed jego przybyciem, dlatego sytuacja się uspokoiła zewnętrznie. Spiskowcy bali się konsekwencji prawnych.
Warto tu jednak spojrzeć jeszcze na przeżycia wewnętrzne ks. Jana Marszałka. Musi opuścić środowisko i parafię, gdzie jest bardzo akceptowany i udać się do parafii, gdzie przynajmniej jakaś grupa przyjęła postawę wyraźnie wrogą wobec niego. Trudno dziwić się słowom, które umieścił w liście do owej „pani” z 12 lutego. „Wypiłem już raz kielich goryczy wzdrygam się na myśl o nowym”. Jednak tu światłem przewodnim była dla niego decyzja biskupa. Sposób myślenia ks. Jana w tym momencie charakteryzuje zdanie, które umieścił na końcu wspomnianego już listu. „Zelżywościami nasycone a pełne miłosierdzia i miłości Boże Serce niech wleje uspokojenie i miłość wzajemną do serc Waszych”. Nie pierwszy raz spostrzegamy tę wielką wiarę i zaufanie do Jezusa z Jego otwartym Sercem w życiu tego kapłana. On był uformowany przy Bożym Sercu dlatego miał tak głębokie i pełne wiary spojrzenie nawet na trudne doświadczenia swojego życia. Rzeczywiście, był to człowiek święty. Również i dzisiaj może nam pomóc, byśmy nie tracili równowagi pośród kłamstw, fałszywej propagandy, braku szacunku dla życia i godności ludzkiej.
Podejmując ten temat spotkajmy się po prostu na modlitwie. Tym razem będzie jej przewodniczył ks. Andrzej Klem z Makowa, były dyrektor Domu Księży Seniorów. W Łodygowicach był duszpasterzem w 1983 roku. Spotykamy się jak zwykle o godzinie 17.00, we czwartek 16 lutego.
Niech Pan pomaga nam dostrzec i docenić duchową wartość czasu duszpasterskiej posługi Sługi Bożego ks. Jana Marszałka w naszej parafii.
Z pozdrowieniami w Panu
Ks. Stanisław Mieszczak SCJ
postulator