Ks. Jan Marszałek 1907-1989,
kapłan wspaniały
przez swą wierność Chrystusowi i pasterzom Kościoła

Ksiądz Jan Marszałek pochodził z wioski Krzeczów, położonej przy drodze z Krakowa do Zakopanego, czyli przy dawnym trakcie cesarskim, na wzgórzach koło Lubnia, między doliną potoku Krzeczowskiego a górą Zębalową (zwaną także Marszałkową), w pobliżu Naprawy i stoków Lubonia. Kiedyś teren mocno zalesiony, w okresie międzywojennym wiele lasów zostało wykarczowanych i powstały w osiedla zamieszkałe przez dzisiejszych mieszkańców. Do 1933 roku Krzeczów był samoistną gminą, a w ramach reformy administracji był częścią zbiorowej gminy w Łętowni. Specyficzny klimat tego miejsca powoduje, że żniwa były tutaj zawsze mocno opóźnione, o czym nieraz wspominał z sentymentem ks. Marszałek. Dość powszechne były tutaj nazwiska Marszałek, a także Burtan i Spórna, obecne w rodzinie księdza Prałata. W XVII wieku w historii tego terenu pojawia się niejaki Walenty Marszałek, jeden z organizatorów obrony ludności przed przemocą kasztelana Warszyckiego. Drewniany kościółek służył kiedyś w Łętowni, a w XVIII wieku został przewieziony i postawiony na nowo w Krzeczowie.

W tej miejscowości Krzeczów, z dawnymi tradycjami, urodził się 8 czerwca 1907 roku Jan Marszałek, jako syn Andrzeja i Jadwigi zd. Burtan, a następnego dnia został ochrzczony w kościele parafialnym w Krzeczowie. Po ukończeniu szkoły powszechnej Krzeczowie uczęszczał do Gimnazjum w Myślenicach i potem do gimnazjum im. B. Nowodworskiego w Krakowie. Tutaj dojrzewało jego powołanie do kapłaństwa. A były to czasy odrodzenia Rzeczypospolitej (1918), czasy wojny z bolszewikami (1920/1921), zawirowań politycznych i społecznych, ale także wielkiej uroczystości w Krakowie, jakim była konsekracja kościoła OO. Jezuitów (2 czerwca 1921 roku), poświęconego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, przy obecności całego Episkopatu Polski i nuncjusza apostolskiego Achille Rattiego (później papieża Piusa XI) oraz delegacji wiernych z całej Polski. Uroczystość ta była połączona następnego dnia z ponowieniem aktu oddania naszej Ojczyzny Najświętszemu Sercu Jezusa i odbywała się na Małym Rynku.

Z pewnością wszystko to wpływało na myślenie i formowało postawy młodych tego czasu. Dlatego też po zdaniu matury w 1927 roku, trochę ku niezadowoleniu rodziny, Jan  Marszałek prosi o przyjęcie do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Krakowie. Zostało to potwierdzone oficjalnym pismem Książęco Metropolitalnej Kurii w Krakowie, dnia 30 lipca 1927 roku. Jako pilny student Wydziału Teologicznego na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz jako gorliwy kleryk przechodził bez problemu wszystkie etapy formacji, aby jak najlepiej przygotować się na służbę Bogu w kapłaństwie. Dnia 26 marca 1932 roku przyjął święcenia kapłańskie w kolegiacie św. Anny w Krakowie, a był to poranek Wielkiej  Soboty. Część jego kolegów miała potem prymicje w poniedziałek wielkanocny, on jednak czekał aż do 20 czerwca (?), by odprawić pierwszą Mszę Świętą w swojej rodzinnej parafii w Krzeczowie.

Od początku swoje kapłaństwo zawierzył Chrystusowemu Sercu i Matce Najświętszej i do końca temu zawierzeniu był wierny - w radościach i cierpieniach.

Swoją posługę duszpasterską rozpoczął jako wikariusz w Poroninie (17.08.1932 - 17.09.1934). Prawdopodobnie wyniósł to z domu, ale potem w Seminarium rozwinął cnotę gorliwości w sprawach Bożych, która charakteryzowała całe jego kapłańskie posługiwanie. Widoczne to było od początku, szczególnie w pracy z młodzieżą. W krótkim czasie założył więc między innymi Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Podobnie było w innych parafiach, gdzie pełnił funkcje wikarego: w Spytkowicach (17.09.1934 - 15.11.1935), w Skawinie (15.11.1935 - 18.08.1938) oraz w Andrychowie (18.08.1938 - 12.08.1942). Proboszczowie zauważali i cenili u niego wielką pobożność, która budowała wiernych i umacniała ich w trudnościach, a także nieugiętym charakterem i stanowczością, co było u niego widoczne do końca życia. Ciekawe, że właśnie tą konsekwentną postawą zyskiwał sobie autorytet i sympatię u wiernych i u duchownych. Wszyscy zauważali także jego skromność. Nie szukał nigdy ludzkiego uznania.

Charakteryzując się takimi cechami bardzo szybko zwrócił na siebie uwagę Metropolity Krakowskiego ks. arcybiskupa Sapiehy, który mianował ks. Marszałka administratorem parafii Bachowice (12.08.1942 - 08.03.1951). W tym trudnym okresie lat  wojny oraz czasu powojennego troszczył się o umocnienie zagrożonej wiary i nadziei powierzonej sobie wspólnoty. Rozwijał nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego oraz do Matki Najświętszej, gdyż twierdził, że to jest dla człowieka najmocniejszy fundament człowieczeństwa i wiary. Musiały i jego dotknąć tragiczne wieści z rodzinnej wioski w 1943, kiedy to w czasie pacyfikacji hitlerowcy zamordowali dziewiętnaście osób, w tym także i kapłanów oraz jego krewnych.

Po wojnie, w dzień św. Marcina (11 XI) 1947 roku, wtedy już kardynał Sapieha, odznaczył go „Expositorio Canonicali”, czyli został mianowany kanonikiem, co podniosło jeszcze bardziej jego prestiż pośród wiernych i duchowieństwa. Niedługo potem, 8 marca 1951 roku, otrzymał nominację na administratora parafii Łodygowice. Było to dla niego nowe wyzwanie. Podobnie jak w Bachowicach tak i tu, od samego początku, z wielką troską duszpasterską otoczył nie tylko dorosłych, ale także i dzieci oraz młodzież. Podejmował wiele inicjatyw zmierzających do zawierzenia rodzin całej parafii Bożemu Sercu i Matce Najświętszej.

Jednak jego gorliwa praca duszpasterska, troska o trzeźwość w rodzinach i w społeczeństwie oraz nieugięta postawa moralna nie spodobała się ówczesnym władzom komunistycznym i dlatego 12 marca 1953 roku ks. Marszałek został usunięty z Łodygowic. Jako człowiek „niebezpieczny” dla ustroju nie mógł spełniać jakichkolwiek funkcji duszpasterskich. Jako wygnaniec zamieszkał najpierw w swym rodzinnym domu w Krzeczowie, a następnie w Skrzypnem k/Szaflar i Nowego Targu. Tam często był kontrolowany przez UB, czy aby nie podejmuje pracy duszpasterskiej. Ludność miejscowa chroniła go jednak, gdyż szybko zyskał sobie sympatię miejscowych. Jak wspominał sam ks. Prałat, tamtejszy sołtys bronił go przy kontrolach, przedstawiając go z lekceważeniem jako „nieuka”, jako księdza nie potrafiącego ani uczyć, ani mówić kazań i nie mogącego podjąć jakiejś odpowiedzialnej pracy. Urzędnicy uspokojeni taką relacją pozostawiali księdzu Marszałkowi wielką swobodę działań duszpasterskich, czyli nauczania katechezy, głoszenia kazań, spowiadania itp. Jak bardzo wiele zdziałał w Skrzypnem podczas swego krótkiego, bo zaledwie kilku miesięcznego pobytu, świadczy fakt, że zapraszano go później wiele razy do tej parafii, a pamięć o ks. Marszałku jest do dzisiaj żywa pośród starszych mieszkańców Skrzypnego.

W tym czasie ksiądz biskup Jop, ówczesny administrator Archidiecezji Krakowskiej, wielokrotnie interweniował u władz państwowych, aby ks. Marszałek został zwolniony z wygnania i mógł powrócić do Łodygowic, albo też objąć inną parafię (proponował Libiąż). Każda interwencja księdza biskupa była jednak odrzucana. W końcu jednak władze wyraziły zgodę, aby ks. Marszałek został administratorem parafii Biały Kościół, koło Krakowa. Żądały jednak od księdza biskupa poświadczenia, że ksiądz Marszałek podczas pobytu w Skrzypnem nie prowadził żadnej pracy duszpasterskiej.

Tak więc 22 grudnia 1953 roku ks. J. Marszałek przybył do Białego Kościoła, gdzie był administratorem do 3 marca 1957 r. W swej gorliwości w tak krótkim czasie zrobił bardzo wiele oraz zyskał wielki autorytet i szacunek u parafian. Kiedy potem ks. Marszałek mógł już powrócić do Łodygowic, nie chciano go puścić z Białego Kościoła. Ludzie interweniowali wielokrotnie w Kurii Krakowskiej u księdza biskupa Rosponda, a gdy to nie skutkowało, interweniowali nawet u samego księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Wystosowali do niego list, w którym napisali że, w ciągu 3 lat pracy w Białym Kościele ks. Marszałek wspaniale gospodarzył, troszcząc się o kościół i wszystkie zabudowania parafialne, ale nade wszystko odnowił pobożność parafii oraz swą mądrą pracą zlikwidował sektę, która tam się zagnieździła. W zakończeniu tego listu zaznaczyli, że „wszyscy go kochają, szanują i pragną gorąco, aby on nadal był ich pasterzem”. Jeszcze później, już w 1958 roku, parafianie z Białego Kościoła pisali do Kurii w Krakowie, prosząc o powrót księdza Marszałka. Zresztą w sercu ks. Marszałka również pozostał sentyment do tych ludzi i nieraz odwiedzał ich podczas różnych uroczystości, a szczególnie jeździł na pogrzeby tych, którzy mu najwięcej pomagali.

Jednak decyzją ks. biskupa Baziaka, po uprzedniej zgodzie władz państwowych, ks. Marszałek 3 marca 1957 powraca (po 4 latach wygnania) do parafii Łodygowice, by zostać ponownie jej administratorem. Był nim przez 9 lat. Nie była to dla niego łatwa decyzja, ale podjął ją w duchu kapłańskiej ofiarności i posłuszeństwa biskupowi. Ks. abp Eugeniusz Baziak, w uznaniu jego postawy kapłańskiej promował go na wyższy stopień kanonika (14.12.1958), odznaczając go rokietą i mantoletem, czyli miał prawo noszenia specjalnej komży z czerwonym podbiciem i swego rodzaju ozdobnej pelerynki, na wzór kanoników Kapituły Katedralnej. Widząc jego mądrą pracę kapłańską ówczesny wikariusz kapitulny Karol Wojtyła podpisuje jego nominację na drugiego wicedziekana dużego Dekanatu Żywieckiego w 1962 roku, a w 1963 roku daje mu odpowiedzialność wizytatora katechetycznego w tym dekanacie. Rok później (29 sierpnia 1964 roku), tym razem już jako arcybiskup krakowski, Karol Wojtyła mianuje go dziekanem nowoutworzonego dekanatu Żywiec Północ, wydzielonego z wielkiego powierzchniowo dekanatu żywieckiego.

Dopiero w 1966 roku został mianowany oficjalnie proboszczem parafii Łodygowice, co oczywiście nie zmieniało w niczym jego stosunku do parafii. Świadczyło jedynie o uporze ówczesnych władz, które utrudniały na różne sposoby posunięcia biskupów. Pełnił tę funkcję do roku 1984, kiedy to obowiązki proboszczowskie przekazał ks. Józefowi Niedźwiedzkiemu. Prowadził więc parafię przez 27 lat i do końca swego życia służył wiernym mądrze i ofiarnie jako kapłan.

W parafii łatwo było zauważyć, że jest to dobry gospodarz pod każdym względem. Na pierwszym miejscu była oczywiście troska o dobro duchowe parafian. Umiał zadbać o wszystkie sektory duszpasterstwa, o dzieci, o młodzież, o ministrantów, o zespoły parafialne, o rodziny i o chorych. Sam katechizował, przygotowując dzieci do I Komunii świętej i potem znowu przejmował te grupy, gdy byli już w ósmej klasie, przed wyjściem do szkół średnich. W niedziele regularnie odbywała się katechizacja dla młodzieży ze szkół średnich i starszych, która miała charakter studium różnych tematów ważnych dla życia Kościoła, szczególnie w tym okresie wielkich przemian.

Dla pogłębienia życia religijnego parafian wykorzystywał mądrze struktury istniejących organizacji kościelnych. Musiał być znany pod tym względem OO. Karmelitom, gdyż już w 1952 roku otrzymał od ówczesnego ich prowincjała władzę błogosławienia i nakładania Małego Szkaplerza, co czynił gorliwie, szczególnie przy okazji I Komunii dzieci. W 1962 roku zostaje mianowany przez OO. Bernardynów Moderatorem i Dyrektorem III Zakonu św. Franciszka, którą to wspólnotą opiekował się równie gorliwie przez całe swoje kapłańskie posługiwanie. Sam prowadził zespół synodalny w latach 1972 do 1979. Bardzo dbał o rozwój życia sakramentalnego w rodzinach, poprzez rozwijanie nabożeństwa do Serca Jezusowego i Matki Najświętszej. Parafianie pamiętają do dzisiaj klimat Wielkiego Postu, jaki tworzył swoją pobożnością wraz z nabożeństwami pasyjnymi. Umiał zachęcić do licznego i uroczystego obchodu „oktawy Bożego Ciała”. W maju, czerwcu i październiku kościół był pełny dorosłych, dzieci i młodzieży na nabożeństwach. Bardzo troskliwie przygotowywany był odpust parafialny, którego sens tłumaczył wiernym w odpowiednich kazaniach. Odwiedzanie chorych, z początku tylko w przypadkach koniecznych, z czasem łatwo przerodziło się w comiesięczne odwiedziny. Wszystko to wynikało z jego głębokiej wiary i jasnego widzenia zasad moralnych. Jak pamiętają wierni, przyciągał do kościoła nie uporczywym nawoływaniem, ale tworząc wyjątkowy klimat pobożności w kościele i na plebanii.

Na podkreślenie zasługuje także jego wielka troska o trzeźwość w rodzinach. Było to widoczne już w czasie jego pracy duszpasterskiej w trudnych warunkach wojennych w nadgranicznych Bachowicach. Ale również i w Łodygowicach ten problem był bardzo palący. Ze świadectw parafian wynika jednak, że on nie „walczył z pijakami”, jak tego chcieli niektórzy, ale starał się pomagać ludziom uzależnionym, być blisko tych ludzi i ich rodzin. Oczywiście, nie akceptował zła absolutnie, ale widział przede wszystkim człowieka potrzebującego. Zdaje się, że jego mądre działanie w tej materii było jedną z przyczyn jego wydalenia z parafii przez ówczesne władze w 1953 roku.

Parafia w Łodygowicach rozciągała się na dużej przestrzeni i ciągle wzrastała liczebnie. Po wojnie zaczęto więc myśleć o budowie drugiego kościoła, w Łodygowicach  Górnych, gdyż ludzie mieli nawet i pięć kilometrów do pokonania w niedziele i święta. Ale uzyskanie pozwolenia było niemal niemożliwe w tym czasie. Kolejne starania, podejmowane przez parafian i przez ks. Marszałka, nie przynosiły owocu. Ta sytuacja została nawet sprytnie wykorzystana przez władze, które rozpowszechniły fałszywe wieści, jakoby ks. Marszałek był przeciwny dzieleniu parafii. Jakaś grupa parafian zwróciła się wtedy ze skargą do ks. Prymasa Wyszyńskiego. Zarzut był oczywiście absurdalny, co zostało z czasem wyjaśnione. On zawsze marzył o tym kościele i nieraz nam ministrantom pokazywał miejsce, gdzie on ma powstać. Starania zostały uwieńczone sukcesem dopiero w 1976 roku i w sierpniu rozpoczęto prace budowlane. W następnym roku w czerwcu ks. kardynał Karol Wojtyła dokonał aktu wmurowania kamienia węgielnego. Tak oto widać, że już na tym wstępnym etapie budowa nowego kościoła wymagała tak wiele ofiar ze strony wiernych i ks. Marszałka. Właśnie ofiara jest u podstaw dzieł Bożych.

Opisując jego troskę duszpasterską warto jeszcze przywołać z jaką radością przygotowywał parafię i potem witał Matkę Bożą Częstochowską w czasie peregrynacji symbolicznych pustych ram 6 i 7 czerwca 1968 roku. Już w kazaniu noworocznym ksiądz Prałat przekazał dokładną datę tego wydarzenia, główne jego idee oraz program przygotowania. Jeszcze przez peregrynacją udało mu się przekonać wszystkich kapłanów powierzonego sobie Dekanatu Żywiec Północ, do wystosowania oficjalnego listu do Przewodniczącego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Krakowie, upominając się o  dopuszczenie „uwięzionej” kopii obrazu Matki Bożej z powrotem do uroczystości Nawiedzenia. Oczywiście, odpowiedź była negatywna. Ponadto na list odpowiedział urzędnik niższej rangi, co było niewątpliwie znakiem lekceważenia duchownych. Ks. Marszałek zaangażował do przygotowań całą parafię. Punktem kulminacyjnym przygotowań duchowych były misje parafialne, prowadzone przez misjonarzy Chrystusowców. Klimat tych misji był wyjątkowy, a miał na to wpływ także gorliwy proboszcz. Mądry duszpasterz wiedział o co chodzi w tym wydarzeniu. Wyraził to we wzruszających słowach powitania.

„Królowo Polski! Matko Boża Częstochowska, Matko Boga i nasza. Z najgłębszą czcią i pokorą witam Cię, jako niegodny sługa Twój – duszpasterz tutejszej parafii. Nie pozwolono Ci stanąć wśród nas w swym wizerunku Jasnogórskim. Nie przychodzisz do nas widzialnie, ale jedynie w symbolu świecy, ale przychodzisz rzeczywiście, by odnowić te wspaniałe łaski, jakie z Twego Nawiedzenia spłynęły ongiś na dom Zachariasza i Elżbiety. Przychodzisz z rękoma pełnymi łask, by nas uświęcić duchem Bożym, by w nas rozpalić jeszcze większą miłość ku Twemu Synowi i Tobie, Matko Najświętsza i by się zbliżyć jeszcze bardziej do nas. Idziesz tryumfalnie przez ziemię naszą, jako Królowa i Matka, zawsze cicha, zawsze pokorna i uniżona Służebnica Pańska, ale idziesz w pochodzie iście królewskim, otoczona wieńcem kochających Cię serc ludu Bożego”. A na końcu dobry duszpasterz dodał równie wzruszające słowa, pełne kapłańskiej troski. „Znasz choroby naszych serc, znasz troski i kłopoty, radości i smutki Twych dzieci. Spiesz wszystkim z pomocą. Matko, niektórzy z tych, których miłujesz – chorują – chore ich dusze, nie ma ich wśród nas. Uzdrów dusze zarażone bakcylem niewiary, pijaństwa i rozpusty. Ty wiesz o kogo chodzi. Tyś przecież Matką Miłosierdzia i Ucieczką grzeszników”. Owocem tego świętego czasu było to, że wielu parafian, którzy od wielu lat nie przystępowali do sakramentów świętych pojednało się z Bogiem. Między kilkoma zwaśnionymi rodzinami nastąpiło pojednanie, jedno małżeństwo, żyjące na kontrakcie cywilnym, zawarło ślub kościelny. Zwiększyła się liczba uczestniczących we Mszy świętej w ciągu tygodnia. W  czasie misji i w dobie nawiedzenia rozdano prawie 20 tysięcy Komunii świętych. Tak opisuje skutki Nawiedzenia ks. Prałat. Musimy jednak powtórzyć, że klimat tego wydarzenia w dużej mierze parafia zawdzięczała osobistej gorliwości swojego proboszcza, który nie ograniczył swych wysiłków do dopilnowania zewnętrznych form uroczystości (a były one wyjątkowe), ale nieustannie pogłębiał duchowy wymiar święta. Te duchowe rezultaty cieszyły go najbardziej.

Wielu wspomina do dzisiaj, że z Łodygowic pochodzi tylu kapłanów, których powołanie zrodziło się i rozwijało pod duchowym wpływem księdza Prałata. Było ich ponad trzydziestu. I trzeba tu zauważyć, że było to owocem jego wielkiego szacunku dla daru kapłaństwa. Szanując ten dar w swoim posługiwaniu stał się autentycznym wzorem dla ludzi młodych, którzy nie bali się podjąć podobnej służby dla Pana. Również jego praca z rodzinami, w których widział pierwsze seminarium, tworzyła odpowiedni grunt dla rozwoju powołań. Wreszcie nieustanna modlitwa i post w tej intencji, który praktykował on sam i angażował do  tego ludzi chorych, przynosiły te zbawienne owoce. Kapłani pracujący w parafii Łodygowice cenili sobie bardzo klimat na plebanii i dzielili się tym doświadczeniem z ministrantami, co również wpływało na podejmowanie przez nich decyzji o pójściu drogą powołania, mimo obiektywnych trudności. Tak realizowała się prawda ewangeliczna, że Pan Jezus osobiście powoływał sobie uczniów. Ksiądz Marszałek również, żyjąc blisko z Boskim Mistrzem, powoływał wraz z Nim do służby dla Królestwa niebieskiego.

Ksiądz Prałat Jan Marszałek był także dobrym gospodarzem, troszczącym się mądrze o zabytkowy drewniany kościół w Łodygowicach. Z jakim pietyzmem przygotowywał każdą zmianę, remont, remonty dachu pokrytego gontami, budowę ogrzewania, renowację polichromii itd. Zawsze podkreślał, iż kościół jest domem Bożym i dlatego potrzeba wielkiej dbałości o każdy jego szczegół. Przypominał, że nie wolno używać półśrodków lub stosować prowizorki, co było w powszechne w tamtych czasach. Bardzo uważnie pilnował wszystkich, wykonujących jakiekolwiek prace w kościele, by szanowali ten cenny zabytek. Cenił sobie uwagi konserwatora zabytków, znając jego kompetencje w tym względzie.

Długie życie ks. Marszałka było naznaczone także cierpieniem, szczególnie w jego ostatnim etapie. W swej wrodzonej skromności oraz z powodu choroby, ks. Prałat  wielokrotnie prosił księdza kardynała o zwolnienie go z funkcji dziekana i potem proboszcza. W odpowiedzi na te prośby, dnia 6 sierpnia 1971 r. ksiądz kardynał napisał między innymi: „proszę ks. Prałata, aby mimo kilkakrotnie wnoszonej rezygnacji z urzędu dziekana, zechciał podjąć się tego urzędu jeszcze bodaj na krótki okres czasu (…). Albowiem bardzo jest potrzebne doświadczenie ks. Prałata i Jego powaga wśród księży w dekanacie”. Powyższe słowa wskazują jak wielkim autorytetem cieszył się ks. Prałat u samego ks. kardynała Wojtyły, co było szczególnie zauważalne w czasie synodu krakowskiego.  Obowiązki dziekana pełnił ksiądz Prałat przez 12 lat. W uznaniu za gorliwą pracę duszpasterską ks. Marszałek otrzymał w 1976 r. tytuł Szambelana Jego Świątobliwości oraz Prałata honorowego Ojca Świętego.

Choroba i cierpienie doskwierały mu coraz bardziej. Czując się coraz bardziej zmęczonym oraz nękanym różnymi chorobami, ksiądz Prałat wielokrotnie prosił księdza kardynała Macharskiego o zwolnienie także z funkcji proboszcza. W szczególny sposób uczynił to po ukończeniu 75 lat życia i po jubileuszu 50 lecia kapłaństwa. Jednak ksiądz kardynał Macharski prosił, by nadal, mimo wieku i choroby, pełnił obowiązki proboszcza. Jego prośba została przyjęta dopiero 24 lutego 1984 r. Od tego czasu zamieszkawszy w pokoju na piętrze plebanii, rozpoczął ostatni etap swej kapłańskiej posługi. Było to życie skromne i oddane Bogu. Dopóki mógł, przychodził do kościoła, by odprawiać Mszę św. i spowiadać. Natomiast kiedy w skutek chorób nie mógł już dojść do kościoła, to codziennie o godz. 6.00 rano odprawiał Mszę św. w swoim pokoju, który stał się równocześnie małą kapliczką. Kiedy mógł spowiadał w kościele, ale gdy trudno mu było zejść do kościoła a czuł się jeszcze na siłach, wierni przychodzili na plebanię, by spowiadać się u niego. Nie brakowało mu nigdy penitentów, bo cenili sobie jego posługę, jego mądrość.

Ten czas był dla niego czasem wielkiego cierpienia. W cierpieniu jednak zachował pogodę ducha i pełne oddanie Bogu. I taką postawą, która była potwierdzeniem całego jego  życia, budował wszystkich, którzy mieli sposobność odwiedzić go w jego pokoju. W takiej też postawie zakończył swą ziemską pielgrzymkę dnia 16 maja 1989 r. Obrzędom pogrzebowym przewodniczył jego kolega rocznikowy, ks. bp Julian Groblicki.

Niewątpliwie każdy, kto znał ks. Prałata i kto spotkał się z nim na drodze swego życia, miał możność spotkania wielkiego człowieka, gorliwego kapłana, po prostu Męża Bożego. Tak też określają go liczne świadectwa, pisane po śmierci. Potwierdzeniem tej opinii są także słowa telegramu, który Ojciec św. Jan Paweł II przesłał z Rzymu na dzień jego pogrzebu, a który został odczytany przez ks. bpa Juliana Groblickiego:

 Błogosławieni, którzy w Panu umierają (Ap 14,13).

   „W Panu żył Ksiądz Prałat Jan Marszałek wieloletni pasterz w Łodygowicach i dziekan, i w Panu też umarł. Odszedł z prezbiterium krakowskiego gorliwy i mądry sługa Kościoła. Powszechnie znany i miłowany kapłan, który głębią swojego życia wewnętrznego i dobrocią pociągał ku sobie ludzi, budził zaufanie i ukazywał Boga. Pośród wielu owoców jego niestrudzonej służby świadczą o tym liczne powołania kapłańskie i zakonne, jakie się zrodziły w Łodygowicach.

Polecamy go Najświętszemu Sercu Bożemu, któremu zaufał z dziecięcym oddaniem i ufność tę budził w innych”.

 

 W krótkim czasie po śmierci zaczęliśmy gromadzić się przy jego grobie i w kościele, przekonani o jego świętości, o jego ciągłej obecności wśród nas. Kolejne rocznice jego odejścia do Domu Ojca były obchodzone uroczyście, a szczególnie piętnasta i trzydziesta. Jan Paweł II, spotykając kapłanów z Łodygowic niejednokrotnie pytał, czy robi się coś w sprawie księdza Marszałka. Rozpoczęto zatem zbieranie dokumentacji. Ukazały się dwie publikacje książkowe. Gimnazjum nr 1 w Łodygowicach otrzymało imię ks. Jana Marszałka i z tej okazji wydano broszurkę z twórczością młodzieży o swoim Patronie. W roku 2000 ks. bp Tadeusz Rakoczy, ordynariusz Bielsko – Żywiecki, pobłogosławił starą plebanię jako dom ks. Jana Marszałka i tam mieści się jego izba pamięci. Jego imieniem nazwano ulicę prowadzącą do plebanii. Zebrano w tym czasie około 200 świadectw na temat życia i posługi ks. Marszałka, by utrwalić niektóre ważne wydarzenia. Wielu świadków już nie żyje. Akcja Katolicka w Łodygowicach inspiruje się właśnie osobą ks. Marszałka w swojej działalności, a swoim sztandarze umieścili jego wizerunek. Od roku każdego 16 dnia miesiąca zbieramy się na wspólnej modlitwie o rozpoznanie woli Bożej i błogosławieństwo w przygotowaniach do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego.

Ksiądz Prałat Jan Marszałek wciąż żyje w naszej świadomości, jako ktoś nam bliski i odczuwamy jego troskę o naszą parafię.

 

Jacek Kachel i ks. Stanisław Mieszczak SCJ

4 lutego 2020

 

 

 

 Zdjęcia z Naszego Czasu do pobrania.