Homilia ks. prałata Stefana Misińca wygłoszona 16 maja 2024 w Łodygowicach w 35 rocznicę śmierci Sługi Bożego, ks. Prałata lana Marszałka
W 35 rocznicę odejścia do wieczności proboszcza w Łodygowicach, Sługi Bożego księdza Prałata Jana Marszałka pragnę podzielić się fragmentem moich wspomnień z 1971 roku. Były to pierwsze lata posługi kapłańskiej, nabierałem dopiero doświadczenia. Wagę zrozumienia z jakim się wtedy spotkałem i pomocy Księdza Prałata, coraz bardziej doceniałem z upływem lat, gdy musiałem podejmować różne decyzje już samodzielnie, bez jego życzliwej opieki. Wiele razy przypominałem sobie jego wskazówki, aby w podjętych zadaniach duszpasterskich i katechetycznych dochodzić do głębszego ich zrozumienia. Posłużę się kilkoma przykładami.
Oto zbliżał się Wielki Tydzień. Po rekolekcjach Wielkopostnych, dzień 6 kwietnia został przewidziany na odwiedzanie chorych z posługą sakramentalną przed Wielkanocą. Lista osób niemogących korzystać z Eucharystii w Kościele, stale się poszerzała. Dla młodego księdza, gdy spotyka się na co dzień z cierpieniem, jakiego doświadczają parafianie w różnym wieku, zwłaszcza podeszłym, jest to czas pogłębiania teoretycznych studiów w praktyce. Wikariusz wciągnięty jest bowiem głównie w wir katechizacji parafialnej. Odwiedzając chorych i rozmawiając z nimi i ich opiekunami, widziałem jak wielu jest cierpiących po domach i szpitalach. Mogłem też dotknąć prawdziwej historii: w czasie wędrówki przez las do dziadków dwóch księży Pasternaków, mieszkających na wzgórzu Groń, pokazano mi stary krzyż, upamiętniający miejsce, gdzie w czasach zaborów ks. Stanisław Stojałowski, słynny działacz społeczny na Śląsku Cieszyńskim, odprawiał konspiracyjnie Mszę Świętą.
Spodobało mi się porównanie, że życie chorego to ciężka przeprawa przez zniszczony las, za którym Pan Bóg czeka ze swoim schroniskiem. Patrzyłem więc na twarze, na ręce ludzi chorych i strapionych - znaki zniszczenia długimi lat ciężkiej fizycznej pracy. Równocześnie te znaki trudu łączą się harmonijnie z pewną dojrzałością, rysującą się w sposobie bycia i wyrazie twarzy. To jest wartość, która zdumiewała Brata Alberta - kojarzę - a także kard. Karola Wojtyłę, gdy jako młody kapłan pisał dramat „Brat naszego Boga”. Wartość wzrastająca w człowieku, gdy współpracuje z łaską Bożą.
Spotkałem człowieka, który modlił się słowami Jezusa z Ogrojca: „Ojcze... zabierz ode mnie ten kielich” (Łk 22,42). Patrząc na jego umęczenie, odważyłem się go zachęcić, by prosił swego anioła, o umocnienie; anioł pocieszył przecież Chrystusa w Ogrodzie Oliwnym.
Czasem chorzy mówili wprost, że cierpienie ich oczyszcza lub że umacnia ich wiarę.
Dzieliliśmy się swoimi spostrzeżeniami z ks. Prałatem Janem Marszałkiem rozmawiając przy stole zwykle podczas wspólnych posiłków.
Słuchał uważnie i chętnie, a jego wyważone wypowiedzi i cenne zalecenia były dla nas - wikarych dużą pomocą. - Chorzy są naprawdę najlepszą częścią parafii, Kościoła - mówił. Zależało mu, aby jego współpracownicy, dobrze rozeznawali sytuację i stawiali właściwą diagnozę duchową. Po latach trzeba żałować, że nie zatrzymaliśmy tych myśli i rozwiązań. Niektóre z nich zapadały w pamięć i nadal przypominają się w podobnych okolicznościach. Wtedy obowiązki właściwie podjęte i rozpracowywane biegły szybkim nurtem, i to wystarczyło.
Mam żywo w pamięci słowa pewnego mężczyzny, który wkrótce potem zmarł: - Myślałem, kiedy byłem młody - że zwojuję nie wiem co, a teraz nie mogę znieść bólu, gdy mi „kręci” nogami. Przypomniałem to sobie niedługo potem, gdy zobaczyłem butnie stojących kawalerów; pojawiła się wtedy myśl: - Czy oni będą mieć czas na swoje oczyszczenie w życiu? My, księża, jesteśmy na co dzień świadkami różnych przemian ludzkiego losu i serca. Ksiądz Marszałek uwrażliwiał nas aby wszystkie takie przeżycia, spostrzeżenia, które składają się na większą całość, a możemy je nazwać doświadczeniem, skłaniały nas do refleksji, przemyśleń o Bożych planach w życiu każdego człowieka.
Któregoś dnia wymiana zdań w małej grupie dotyczyła lekcji religii w szkole. Ks. Marszałek uważał, że wszystkie przedmioty szkolne powinny być traktowane jako ważne. W czasach międzywojennych i w latach kiedy nauka religii powracała do szkoły, katecheza jako przedmiot na świadectwie szkolnym zawsze umieszczana była na pierwszym miejscu - po zachowaniu. Kiedy w rozmowie na ten temat potrzebny był jakiś argument, ks. Prałat odpowiadał uśmiechając się wyrozumiale: Przecież nauka o żabach nie może być ważniejsza od nauki o Panu Bogu.
Ksiądz Prałat Jan Marszałek, pomagał nam dorastać do zadań katechetycznych i duszpasterskich. Wspierał nas w poszukiwaniu dróg do młodzieży, aby w dorosłym życiu mogła podejmować odpowiedzialność za siebie i ludzi, z którymi spotyka się na co dzień, zwłaszcza w rodzinie i szkole. Do tego było konieczne pragnienie i umiejętność życia sakramentalnego i przekonanie młodych, aby z tego Bożego daru korzystali.
Pamiętam taką rozmowę z ks. Marszałkiem gdy po pracowitym dniu z młodzieżą - Droga Krzyżowa, przygotowanie do bierzmowania i inne obowiązki, usiadłem w jadalni przy plebańskim stole. To była dobra okazja do wymiany myśli z ks. Prałatem, opowiedzenia mu, jak przebiegają bieżące sprawy. Chyba zmęczenie pobudziło mnie do refleksyjnego nastroju i powiedziałem półżartem, że czuję się tak, jakbym się starzał. On chyba zrozumiał i zauważył, tak po ojcowsku: „Są ludzie, którzy wyniszczają się dla grzechu. - Czy dla dobra nie można?”
Potem rozmawialiśmy o przygotowaniu do Bierzmowania, które nie może być pustym ceremoniałem. Współczesny chrześcijanin, jeśli ma się ostać jako uczeń Chrystusa, musi czynić więcej, niż tylko to co przyjmuje jako obowiązek. Powinien przeżywać wewnętrzne przynaglanie, płynące z potrzeby serca dla rozwoju duchowego. To coś naturalnego, że praktyki religijne wprowadzane zwyczajnie do obowiązków codziennych, pojawiają się na pierwszym miejscu.
Warto trudzić się, aby żyć na co dzień z Bogiem. Życie z Bogiem przynosi radość z godnego przeżywania młodości i poczucie spokojnego sumienia, że nie marnuje się zdolności i życia.
To jest „radość, której świat dać nie może”.
Czasem, gdy obserwuję dzisiejszy pogubiony świat, młodzież która nie umie się w tym zamęcie odnaleźć, przypominam sobie czterowiersz Marii Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej:
La precieuse.
Widzę cię w futro wtuloną
wahającą się nad małą kałużą
z chińskim pieskiem pod pachą, z parasolem i różą...
I jakże ty zrobisz krok w nieskończoność?
Zastanawiam się, jaki sposób miałby na ratowanie duszy i ciała polskiej młodzieży Sługa Boży ks. Marszałek.
Za Nasz Czas 5/21(2024)5n.